Rano okazało się, że czerwone plamy na Marty nodze to rozdeptane wiśnie, a krem od Veska to lawendowy kosmetyk, który każdy mieszkaniec Kazanłyku ma w łazience:D
W mieście spotkałyśmy Hrista. Nie pojechał do Turcji bo spędza czas ze swoją dziewczyną, którą poznał wczoraj i zauroczył się w niej od razu. My tymczasem spędzałyśmy czas u Veska. Byłyśmy kolejny raz u rodziny Veska i poznałyśmy tam jego młodszą siostrę. Długo zastanawiałyśmy się ile ona ma lat. Na początku widziałyśmy tylko jej różowo-pluszowy pokój. W malutkim pokoju stały dwa wielkie przyrządy do ćwiczeń i dwa biurka, a na nich komputer i sporych rozmiarów telewizor. Na szafkach z maskotkami ustawione były lakiery do włosów i flakoniki z perfumami. Myślałyśmy, że być może w pokoju mieszkają dwie siostry jedna w wieku przedszkolnym, a druga z liceum. Jednak pokój zamieszkiwała jedna osoba, bardzo sympatyczna nastolatka - siostra Veska. Większość czasu w Kazanłyku spędzałyśmy włócząc się po mieście. Byłyśmy nie tylko w muzeach, ale również na bazarze gdzie poznałyśmy bardzo miłych ludzi. Oczywiście kupiłyśmy liczne produkty z płatków róży i z lawendy:-) Na straganie upolowałyśmy również bardzo ładną bluzkę z kolorowym haftem. Co prawda wyprodukowana w Chinach, ale cieszyłyśmy się, że będziemy mogły już w Krakowie zakładać bluzkę z bułgarskim motywem…Ja swoją zostawiłam dla siostry, a Marta założyła bluzkę podczas naszego pobytu w Rodopach gdzie staruszki zagadywały nas na ulicy czy ta bluzka ma typowy polski folklorystyczny wzór…No fakt, po zastanowieniu kolorowe kwiatki na bluzce raczej są podobne do naszych wzorów:-) Mamy zatem bluzkę z Bułgarii wyprodukowaną w Chinach z polskim motywem…”trifedno:-)”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz