13.07.2010


Wyświetl większą mapę


Poranek na rodopskiej wsi. Rosa na trawie i niesamowity widok na przeciwległe pagórki, pokryte chatami. Gdy schodzimy do kuchni, gospoża Wania parzy nam kawę po turecku z prawdziwym mlekiem prosto od krowy i kładzie na stole różne rodzaje miodów do chleba na śniadanie. Reszta, po obfitej kolacji zakrapianej rakiją nie jadła śniadania, ewentualnie niektórzy zjedli miskę szkembe – odpowiednik polskich flaczków, które ponoć idealne leczą ból głowy po imprezach ;-). My natomiast ucieszyłyśmy się z chleba z miodem. Poranek przeminął w dość leniwej atmosferze na siedzeniu w knajpie oraz zwiedzaniu muzeum historycznego w Smolianie, a po południu pojechaliśmy na wycieczkę do Pesztery -jaskini, oraz malowniczej wioski Sziroka Lyka. Niestety, z racji tego, że dzień był upalny nie zabrałyśmy ze sobą ciepłych ubrań do jaskini i okropnie zmarzłyśmy. Jaskinia też nas nie zachwyciła, więc byłyśmy trochę zawiedzione;p Na szczęście ogrzałyśmy się w Szirokiej Lyce na herbatce ziołowej i rodopskim obiedzie złożonym z patatnika i kaczamaka. Wieczorem gospoża Wania znowu przygotowała ogromną kolację, na którą przyszli znów inni przyjaciele. Tym razem spałyśmy w innym miejscu – starej chacie wujka stojącej w sąsiedztwie. Chata naprawdę nas zachwyciła! Na wystrój i wyposażenie składały się stare pamiątki po wujku. Na ścianie wisiały stroje ludowe, na kuchennych półkach bułgarska ceramika, naczynia do parzenia kawy. Najbardziej podobały się nam rodopskie torby. Gdy powiedziałyśmy o tym gospoży Wani, od razu poszła poszperać w szafce, lecz niestety nie miała już więcej takich toreb. Za to podarowała nam po serwetce haftowanej w oryginalny wzór prosto z Rodop;-) Bardzo byłyśmy zadowolone, że mogłyśmy spać w tej chacie, gdyż w końcu miałyśmy trochę spokoju i mogłyśmy rozmawiać tylko po polsku. Naszej radości nie przyćmiły nawet olbrzymie pająki przechadzające się na podłodze w pokoju;-)

MK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz